Apulia, czerwona ziemia, drzewa oliwne i jeżyny. Między Cisternino i Martina Franca

PodróżujeszWłoskie wakacje

Pewnego lata, wiele lat temu, poszedłem do Apulia wyleczyć koniec miłości. Schroniłem się w za dużym dla mnie trullo Contrada Portarino, pomiędzy Cisternino i Martina, pod niebem, które ożywił mistral, między świerszczami a cykadami i trzema kotami, które obserwowały mnie podejrzliwie z daleka.

Wtedy witali mnie jak białe łono. Byłem wiecznie boso, nawet na czerwonej ziemi. Napisałem i zamieściłem wapienny chianche. Ćwiczyłem jogę przed warsztatem narzędziowym. Pedałowałem między ścianami, z których kapały figi i jeżyny. Stożek czekał na mnie pod koniec dnia: był to mój taras widokowy o każdym zachodzie słońca.

Chcę tam wrócić

Pamiętam to jako pastowate lato, jak wapienne ściany; soczyste jak ostrza opuncji. W krainie moich korzeni, tej, do której chciałbym teraz pojechać, nawet brzoskwinie, pomidory, papryka i wszystko, co pokroiłam, wyrażały koncentrację zapachów, smaków i emocji, których dawno nie czułam. Apulia leczy jedną z najczęstszych dolegliwości miejskich, deprywację sensoryczną.

Teraz jest tak samo. W tych dniach niewoli - ja, moje pisanie, border collie i wiele telefonów - o których celowo straciłem rachubę, myślę o czerwonej ziemi, drzewach oliwnych, które zawsze mnie zakorzeniły, niedojrzałych jeżynach zerwanych z krzaków . Właśnie tam chcę wrócić.

Tego lata w białej pustelni nie miałam telewizora, miałam tylko jedną książkę, komputer, pamiętnik i pracę do rozpoczęcia. Trullo skierowane było na południe, z pięcioma stożkami, lasem sosnowym, cysterną, fontanną i szopą na narzędzia, którą nazwałem domem jogi. Przyjął mnie i już go kochałem, chociaż noc otworzyła się na nieznane drżenie: bezpańskie psy, poranne koguty, pieśń wiatru wśród liści.

Wakacyjne wspomnienia

Poszłam do Cisternino za gazetę i mrożoną kawę, za przyjaciół i kuzynów. Wieś wielopiętrowa, 394 m n.p.m., niegdyś otoczona wieżami i murami, Cisternino to labirynt brukowanych uliczek, ukrytych dziedzińców, ośnieżonych dachów i wapiennych kominów. Labirynt, w którym czosnek i ostra papryka zwisają z zawinięcia XVII-wiecznego portalu, a tylko tkaniny zwisały, by wysuszyć oślepiającą biel wyspy, starej dzielnicy. Z centralnego placu odchodzą alejki ze stołami do jedzenia oraz sklepami z taralli i winem. Nie wiem, jak skończy się to lato z historią o dystansowaniu się: byliśmy tu wszyscy obok siebie, szczęśliwi, że jesteśmy. Wokół miasta rozciąga się wieś pełna opuncji, truskawek i winorośli w niskich rzędach, dolina Itria, która gościła hinduskiego aśramu, tybetańskich lamów, badaczy kabały, szamanów i współczesnych tancerzy. Jestem pewien, że oprócz ducha leczą one deprywację sensoryczną.

Interesujące artykuły...