Dziwny świat wyjaśniony przez psychologa Fulvio Scaparro

Spisie treści

Bislacco to przymiotnik, który zawsze był dla mnie miły.

Dzisiaj nie jest już często używany, ale kiedy byłem dzieckiem, samo słuchanie tego słowa wprawiało mnie w dobry nastrój.

Zdaję sobie sprawę, że czasami to określenie jest używane w znaczeniu pejoratywnym, ale zawsze kojarzyło mi się z radosną, nieoczekiwaną, zabawną niespodzianką.

Spróbuj usunąć z tego świata wszystko, co jest dziwaczne, dziwaczne, ekscentryczne, nieprzewidywalne, oryginalne, pobite, naćpane, dziwaczne, dziwne, ekstrawaganckie, absurdalne, dziwaczne, głupie, kapryśne, kapryśne, szczególne, sui generis, szalone , szalony, obłąkany, spieprzony, przybity, krakers, grał, obłąkany, balengo, szalony.Co nam zostało? Poważny rozkaz.

Moja babcia była Angielką. Nie znałem jej, ale za sprawą ojca pojawiła się we mnie nieodparta pokusa, by zobaczyć, co kryje się za uporządkowanym, zwracającym uwagę na pozory społeczeństwem, bawić się wszystkim, co sztywne, nazbyt formalne, zablokowane. Często bawiłam się z nim słowami.

Limeryki, nonsensy, calemboury, niezbyt popularne we Włoszech, to bislaccherie, które dzieci uwielbiają. Dzieci pragną bezpieczeństwa, kochają rytuały, nie tolerują utraty bliskich, przedmiotów, zwierząt, atmosfery, zapachów, smaków, które identyfikują ich otoczenie. A jednak są z natury maniakami i bawią się jak szaleni, tasując karty, psując każdą formę porządku, aby następnie ponownie odkryć, ponownie skomponować obraz swoich pewników.

Limeryki, jak zapewne wiecie, to pięciowersowe kompozycje w rymowanych kupletach (AA BB).

W pierwszej zwrotce zostaje przedstawiony główny bohater (człowiek, zwierzę, przedmiot). Druga zwrotka, która rymuje się z pierwszą, wyjaśnia, co bohater robi, myśli, czuje.

Trzecia i czwarta linijka rymują się ze sobą, aby zilustrować, co się dzieje.

Piąta i ostatnia zwrotka prawie w całości zajmuje pierwszą i zamyka limeryk.

Na przykład, jeśli chcesz zrobić limeryk ze słowem „geek”, możesz napisać coś takiego:

I był tam dość dziwaczny Kozak

kto nie nosił butów na obcasie

i niemożność spięcia konia

musiał iść na wojnę pieszo.

Prawdziwy cios dla Kozaka.

Ale baw się dobrze, a zrobisz coś lepszego.

Cofając się w czasie do drugiego okresu powojennego, mam żywy i odświętny obraz komiksów Jacovittiego, dziwaczny jest autor i dziwaczne są jego postacie: Goofy, Palla i Pertica oraz ich pies Tom, Cip the Arcypoliceman (z psem Kilometro) z Galliną i Zagarem, Giorgio Giorgio Said Giorgio, Signora Carlomagno, okropna starsza pani z niszczycielskim cięciem podbródkowym, wszyscy podznaczeni ością ryby i zwieńczeni nieprawdopodobną ilością pokrojonego lub inaczej przygotowanego salami .Ta ostatnia cecha w okresie, w którym jedzenia nie było pod dostatkiem, napełniała śliną małego czytelnika zachwyconego całkowitą nieprzewidywalnością bohaterów. Całkowita przyjemność.

Czytałam dużo, książek i komiksów, ale nadal nie doceniałam tajemniczych cudów krzywych i wywróconych do góry nogami światów Alicji, które mój półangielski ojciec uważał – tak jak ja go dzisiaj uważam – za arcydzieło uniwersalnej dziwaczności literatura.

Patrząc na mnie jako małego i zapalonego czytelnika przeszłości, rozumiem, dlaczego tak samo pociągali mnie Jacovitti i Lazzarillo de Tormes, Stevenson czy Conrad i Jerome Klapka Jerome czy Mark Twain, Tartarin of Tarascon, a później Monsieur Hulot. Dziś zastanawiam się, czy naprawdę może istnieć opowieść, powieść, film, dzieło sztuki zdolne do przykucia uwagi bez czegoś „krzywego”, co „nie idzie swoją drogą”, „dziwaczne”, nieoczekiwane, niezwykłe, nie na miejscu, a przynajmniej poza zwykłym miejscem.

Jedną z pierwszych gier, które pojawiają się w dzieciństwie jest zabawa w chowanego. Już w ramionach matki kilkumiesięczne dziecko z zaciekawieniem, napięciem i niepokojem obserwuje ojca, który zagląda za jej plecy, a potem znika i zaraz potem się pojawia. Kiedy ponownie pojawia się twarz ojca, maluch uśmiecha się z ulgą. I chce powtarzać tę grę w kółko: napięcie i odprężenie, troska o zniknięcie i radość z odnalezienia. Przyjemność życia nie polega na braku napięcia lub ciągłym stresie, ale na przemianie tych doświadczeń, w ruchu, w konflikcie, a nie w wojnie. Zalecenie: żadnego sadyzmu, nie przesuwaj zniknięcia poza granicę napięcia, które dziecko może znieść. To przyjemny trening. W przypadku definitywnych zniknięć będzie miał całe życie na trenowanie i nie ma potrzeby się spieszyć.

Doskonałe rezultaty, zawsze bez przekraczania granic tolerancji dziecka, uzyskuje się przy zmianie wyrazu twarzy, głosu, mimiki całego ciała, krótko mówiąc, wszystkiego, co możemy zaskoczyć, bez straszenia, dziewczęta i chłopcy.Jest to przyjemna gra polegająca na chwilowej utracie normalnych punktów odniesienia, po której następuje odzyskanie „bezpiecznej bazy”, znanej i uspokajającej. W ten sposób można przyzwyczaić się do doceniania tego, co znane, nie tracąc przy tym ochoty na wyprawy w niezwykłość.

Nawet napięcie czytania polega na czekaniu, strachu, nadziei, lęku przed wpadnięciem w pułapkę, pułapkę, zjawę, której wariantu nie znamy, ale który nieuchronnie będziemy musieli napotkać, choćby na chwilę, błysk. Dobra lektura, początkowo z interwencją znudzonego dorosłego, utrzymuje nas w czujności, walczy z naszym lenistwem. Pozwala nam poznać życie, które nigdy nie jest spokojne i bezpieczne, i które należy prowadzić ostrożnie, mając pewność, że scenariusz naszej egzystencji nieustannie się zmienia, na lepsze lub na gorsze.

Dzieci uwielbiają rytuały, to prawda. Potrzebują bezpieczeństwa. Chcą usłyszeć powtórkę, już przekrzywionej samej bajki, dokładnie w ten sam sposób, aby przeżyć na nowo przyjemność doznaną z poprzednich wieczorów, kiedy dorosły poświęcił maluchowi swój cenny czas na wspólną podróż w tej samej bańce mydlanej.Ale prawdą jest również, że dzieci uwielbiają niespodzianki. Choćby po to, by ponownie przeżyć, powtarzam, przyjemność powrotu do uspokajającego świata rytuałów, powtarzalności. Uwielbiają symetrię, ale ekscytują się, jeśli mogą obejść asymetrię. W ten sposób uczą się kochać to, co symetryczne i asymetryczne, rytuały i nierytuały, stare i nowe.

W każdej dobrze opowiedzianej historii narrator i słuchacz znajdują się razem wewnątrz tej samej bańki mydlanej, której kruchość udają umownie ignorować i dopóki trwa, cieszą się nią w pełni. Świadome zawieszenie niedowierzania zatem: „Każdy głupiec łatwo się domyśli, że na scenie, na której grana jest komedia, nie dzieje się żadna prawdziwa akcja, są tylko aktorzy: oglądanie przedstawienia z takim nastawieniem jest jednak naprawdę głupie, ponieważ uniemożliwia zanurzenie się w przedstawionej historii. Kiedy jednak niewiara zostanie zawieszona, możemy doświadczyć tej historii jako „prawdziwej”, czerpać z niej żywe uczucia, ważne doświadczenia” (Samuel Taylor Coleridge).

Ani dzieci, ani artyści nie potrzebują tych rekomendacji. Z natury są niezwykle wrażliwi na to, czego nie widać gołym okiem, na to, co istnieje między światłem a cieniem, między jawą a snem, między niebem a ziemią. Są istotami na pograniczu bardzo długiej przeszłości swojego gatunku, a nowym światem, do którego zostały katapultowane.

Dobry gawędziarz wierzy w to, co mówi. Irlandzki poeta Yeats, urodzony w kraju, który jest kuźnią baśni i którego twórczość jest przesiąknięta baśniowym materiałem, „naprawdę wierzył w baśniowy świat i we wróżki i szczerze opowiadał, że został uniesiony cztery mile w powietrzu przez wróżki ”. Szaleństwo, można by rzec, ale urok i czar nie wynikają z rozsądku czy irracjonalności, ale z przestrzeni pozostawionych przez jedno i drugie.

Postać z jednej z moich książek (Stare Lwy i ich nieodparty sojusz z młodymi ludźmi, Mediolan, Rizzoli, 2003) szalony starzec, wielki gawędziarz, odpowiedział tym, którzy nazywali go kłamcą, w ten sposób: „Dzisiaj bardziej niż nigdy nie są potrzebni ci, którzy tak jak my, bez zastrzeżeń wierzą w historie, które opowiadają.Wielu opowiada bajki, bajki, półprawdy. To są kłamcy, osoby, które kłamią i wykorzystują swoje kłamstwa dla własnej korzyści i ze szkodą dla innych.

Nie mamy. nie kłamiemy. Jesteśmy w opowieściach, które opowiadamy, zamieszkujemy je i jesteśmy przez nie zamieszkiwani, ekscytujemy się, gdy je opowiadamy, jesteśmy całkowicie szczerzy, kiedy ożywiamy słowami niesamowite wydarzenia. Czy Tartarin de Tarascon był kłamcą? Albo nieszczęśliwego Don Kichota? Albo nasz ukochany Münchhausen?”

Dążymy do uporządkowanego i uspokajającego świata, ale żyjemy w świecie, który każdego dnia, używając pewnego eufemizmu, przedstawia się jako bezsensowny, bałaganiarski i niepokojący.

Wierzymy, że porządek można znaleźć, eliminując maniaka. Brakowało nam znaku. To nie jest geek, dziwaczny, nieprzewidywalny, nasz wróg. Wrogiem jest sztywność, bezruch, fanatyzm, cmentarny porządek. Geek pomaga nam się poruszać, a nie unieruchomić, spojrzeć na drugą stronę medalu, drugą stronę księżyca, czyli poznać się i poznać lepiej.

W końcu, jak mówi Elia Wiesel, Bóg kocha ludzi, bo kocha historie. I my, mężczyźni, mówimy i mówimy sobie wielu, aby przekonać się, że warto żyć. Bez tej umiejętności włączenia wszystkiego, co nam się przydarza w narracyjną fabułę, zderzenie z rzeczywistością byłoby nie do utrzymania. Z tego powodu Bóg lub ktoś dla Niego uczynił nas maniakami, a co za tym idzie, producentami opowieści. Bo każda historia to ruch, a każdy ruch to przygoda, a każda przygoda jest nieprzewidywalna.

Wewnętrznie jesteśmy maniakami.

(Pierwsza wersja tego przemówienia została przedstawiona w Genui 23 marca 2007 r. na Konferencji Quantistorie).

Poprzednie odcinki:

Wszyscy ustawili się po trzy. Fałszywa i niebezpieczna harmonia konformizmu

O Świętym Mikołaju i dorosłych, którzy nigdy nie kłamią.

Interesujące artykuły...